Druga świąteczna wizyta była u mister Tafta. Tu Dżek czuł się swobodnie. Matka jak zwykle, leżała, a mister Taft pił z Dżekiem kawę, i rozmawiali o różnych finansowych sprawach.
— Wiesz, Dżek, twój imiennik był u mnie.
— Kto taki?
— No, Dżek Dale, hurtownik, który ci tyle rzeczy podarował.
— Nie mnie, tylko kooperatywie, i nie podarował, tylko tanio sprzedał. Więc był u pana mister Dale? Dlatego pewnie zapisał wtedy w notesie, żeby nie zapomnieć. Nie wiedział wcale, że pana matka chora.
Mister Taft pokiwał głową.
— Tak, tak, mój Dżeku, są ludzie, którzy wiedzą tylko, co im potrzebne i pamiętają tylko, co im przynosi korzyść. Lat temu 20 ten sam Dżek Dale, który przyjechał teraz do mnie własnym samochodem i to najgorszym ze swoich trzech samochodów, tak, 20 lat temu był u mnie chłopakiem w sklepie i tak samo pił kawę, jak ty teraz pijesz. Tylko wtedy kawę gotowała moja biedna mama.
Mister Taft głośno wytarł nos, a w oczach miał łzy.
— A jak ty, mój Dżeku, za 20 lat będziesz miał samochód, to mnie już nie będzie na świecie.
I Taft opowiedział Dżekowi długą historję, jak z małego chłopca na posyłki może się zrobić bogacz.
— Ja go nauczyłem, jak być kupcem. Dobrą miał u mnie szkołę. Kiedy już sam zaczął pracować, przychodził zawsze się radzić. Czasem posłuchał,
Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.