Właściwie Czarli-Adams zaczęli od samych świąt, ale potroszku.
Naprzód od marek.
Marki zbierali chłopcy zawsze, ale tylko niektórzy. I zbierali takie sobie, tanie, mniej ważne. Kupowali mało, przeważnie zamieniali: jedną na jedną, dwie zwyczajne na jedną rzadszą. Prosili tych, którzy nie zbierają, żeby im przynosić. I był spokój. Dopiero Czarli zaczął na dobre. Sam dostaje darmo, a innym sprzedaje. Zachęcał w ten sposób, że w notesach własnej roboty wkleja różne marki, na pierwszej stronicy pisze: Stany Zjednoczone, na drugiej Kanada. Potem dużemi literami: Europa i po kolei: Rosja, Francja, Niemcy, Anglja i t. d. Potem: Azja — i tu zwykle wkleja jedną markę japońską, — niby że w albumie są marki z całego świata. Bo ten notes nazywa: album, a razem z markami dopiero — kolekcja. I kto kupił za dwa centy kolekcję, zaczyna już zbierać. Potem Czarli najlepsze marki z kolekcji wymani, niby że zamienia na więcej, a potem drugi i trzeci raz sprzedaje te same. A chłopcy się nie spostrzegli.
Czarli parę razy probował zbliżyć się do Dżeka, niby że przyjaciel.
Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/169
Ta strona została uwierzytelniona.