siłę i bardzo są rozłoszczeni. Więc porządnie sobie nakładli, ale Adamsowi pękły szelki, więc musieli przestać. Iim uderzył się o róg ławki, ale w głowę, więc nie było znać; tylko pani widziała, że są czerwoni i spoceni.
I nawet lepiej się stało. Zaraz klasa rozdzieliła się na dwie partje, i dopiero wiadomo, kto za kim trzyma. Wszyscy porządniejsi byli po stronie Dżeka.
Dżek chciał powiedzieć pani i zwołać na sobotę posiedzenie. Niech każdy powie, co myśli. Za wieczne pióra może zwrócić pieniądze, nawet kałamarze może odebrać. Właśnie zbiera na futbal. Bo kiedy niema ślizgawki, chłopcy chcieli już sprzedać łyżwy, ale Dżek starannie je oczyścił i posmarował tłuszczem, żeby nie zardzewiały. Jeżeli nawet w tym roku się nie przydadzą, na przyszły rok kooperatywa będzie już miała trzy pary, a jeśli dokupią dwie, więcej będzie mogło z nich korzystać. A futbal i bez tego będzie, a może i dwa.
Dużo gadania, ale lepiej, że się skończyło.
— Osiągnąłeś walne zwycięstwo, — powiedział Fil.
I prawdę powiedział. Walka — to nie tylko wojna. Walczyć można o dobre imię, przekonania, dobrą sprawę — przeciwko kłamcom i zazdrośnikom.
Tylko, że po takiem zwycięstwie człowiek jest zawsze smutny, bo widzi dopiero, że nie wszyscy są na świecie porządni, że nie wszystkich można przekonać. Żeby nie wiem co dobrego robić, zawsze będą niezadowoleni, będą mieli pretensję.
Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.