— Dżek, weź swoje rachunki z kooperatywy i chodź:
Teraz Dżek przekonał się, jak wygodna jest teka. Tylko otworzył szafę, wyjął tekę z papierami, i już miał wszystko bez szukania.
A w kancelarji pierwszy zeznawał woźny:
— Proszę pana kierownika, Dżek jest bardzo porządny chłopiec. Tam jest jeden Czarli Rok, ten trochę lubi kręcić.
Kierownik powiedział, żeby woźny zawołał Czarli, a sam zaczął przeglądać rachunki Dżeka.
Okazało się, że Hamilton tylko dwa razy brał łyżwy: raz zapłacił, a drugi raz nie zapłacił i więcej już nie brał. Hamilton przez cały czas kupił tylko jeden zeszyt, trzy stalówki, no i laurkę. Co kupił przed świętami, dokładnie nie było wiadomo, bo wtedy Klaryssa obraziła się i przestała pisać.
Wszedł Czarli.
— Marki? A no tak, zbiera marki, zamienia się, ale we wszystkich szkołach wszyscy robią to samo. Zresztą, może nie przynosić więcej albumu, bo i tak przynosi tylko, jak go bardzo proszą. Czy Hamiltonowi coś sprzedawał, nie pamięta, ale zdaje się, że nie.
Jak można tak strasznie kłamać. I patrzy kierownikowi prosto w oczy i nawet się nie zaczerwieni.
Ale jeszcze nie koniec. Kierownik zapytał się, czy Dżek może zostawić tekę z rachunkami do jutra, i odesłał ich do klasy, a potem zawołał Hamiltona, który prawie do dzwonka był w kancelarji i wrócił cały zapłakany.
Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.