Na drugi dzień już tylko Czarli, Adams i Betty byli w kancelarji. Potem Czarli poszedł do domu i wrócił z matką. A na trzeci dzień przyszła matka Sandersa.
Kierownik bardzo grzecznie powiedział Dżekowi: »dzień dobry«, jak mu się Dżek ukłonił na korytarzu, a papiery i tekę zwrócił mu dopiero po trzech dniach.
— Jesteś w porządku, mój chłopcze. Miałeś przykrość, ale widziałeś, że i ja nie same mam przyjemności. Matka Hamiltona ma słuszny żal do szkoły, że jej syn wdał się w niepotrzebną aferę. Więc prowadź spokojnie kooperatywę, ale sam nic nie rób, tylko zawsze się naprzód poradź pani, albo przyjdź do mnie.
Teraz przyjemnie było odpowiadać, kiedy go obstąpili koledzy:
— No co?
— Co ci powiedział kierownik?
Klasa była bardzo zadowolona. Bo myśleli, że każą zamknąć kooperatywę, a już się przyzwyczaili; zresztą byłby wstyd przed innemi oddziałami.
Sandersiak, jak wiadomo, mieszkał na tych samych schodach, co Dżek, więc Dżek bał się, żeby matka się nie dowiedziała. Bo poco? Dosyć, że sam miał tyle nieprzyjemności. Ale Sanders nic nie mówił, bo się bał, że wyjdzie na jaw sprawa z pierścionkiem Pennella.
I niby wszystko zostało po dawnemu, że Dżek i Nelly prowadzą bibljotekę i kooperatywę, ale teraz jeszcze się więcej pilnuje, żeby rachunki były
Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/181
Ta strona została uwierzytelniona.