— Bo co?
— Bo nic. Nie mogę ci oddać, bo nie mam. Rozumiesz: zbankrutowałem. Choćbym chciał, to ci nie dam. No, i co mi zrobisz?
Tu ugryzł trzeci raz, wykręcił się i poleciał. A potem jeszcze się drażni:
— Głupi Dżek. Daj drugie jabłko, to ci lepiej wytłumaczę.
I Kaczor na całem podwórzu wprowadził szachrajską zabawę, że jak ktoś da coś drugiemu i nie powie: »wymawiam«, a tamten wziął i powiedział: »zbankrutowałem«, to sobie brał tę rzecz i mógł nie oddawać.
Naprzód bawili się chłopcy, a potem dziewczynki. Najgorzej wychodzili mali, bo się najczęściej gapili. W ten sposób Alin straciła laleczkę, a Merrik cymbałki. Aż skończyło się awanturą. Bo mały Dik dał wszystkie książki i kajety niby do trzymania i zapomniał wymówić. Tamtenby nawet nie wziął, tylko Dik musiałby mu dać parę centów. Ale malec się przestraszył i z bekiem do matki na skargę. I dopiero się dowiedzieli. I kłócili się na podwórku już nietylko dzieciaki, ale dorośli, bo matka powiedziała:
— Pierwszy złodziej wyrośnie z niego.
A ta:
— Chyba dopiero drugi, bo pierwszym złodziejem będzie twój Dik.
Zabawa w bankructwo się skończyła, a Dik dostał w skórę.
Dżek sam nie wiedział, czy ma żałować kupca, któremu wszystko zabrano, czy tych, którzy dali
Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.