czyna się partja i kiedy kończy. Bo teraz jeden drugiego pilnuje, żeby za wszystko płacili, bo inaczej nie będzie roweru.
Więc kiedy już rowery były przez rzeczoznawców dokładnie obejrzane i ocenione, Dżek wziął tekę z papierami kooperatywy i poszedł do sklepu, gdzie sprzedają na raty.
— Rower kupuję nie ja, a kooperatywa. Mogę zapłacić 6 dolarów 80 centów, a resztę oddam, jak wpłyną pieniądze za naukę i za futball. Nasza kooperatywa jest solidna, a nie spekulacyjna. Proszę, niech pan łaskawie przejrzy rachunki: to są kwity firm, z któremi jesteśmy w stosunkach, to są protokuły komisji rewizyjnej.
Bo zapomniałem napisać, że komisja rewizyjna znów sprawdziła rachunki i znalazła wszystko w porządku.
Właściciel sklepu, bardzo gruby mister Fay, uważnie przejrzał papiery, ani jednego papierka nie przepuścił.
— Kto ci prowadzi książki? — zapytał się. — Czy ty sam pisałeś?
— Nie, książki handlowe prowadzi Nelly.
— A dlaczego ten kwit nie ma daty? Kwit bez daty jest nieważny. A dlaczego tu przekreślono cztery centy? W książkach handlowych nic nie wolno mazać. A dlaczego tu nie wpisane trzy stalki? Dlaczego nie wpisana jedna laurka? Dlaczego nie skończony rachunek sprzedaży świątecznej? Czy masz te dwa scyzoryki, które tu figurują? Dlaczego trzy wiersze napisane innym charakterem pisma?
Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.