— Czego tak patrzysz?
Dżek nie chce powiedzieć, żeby Fil się nie śmiał. Aż się okazuje, że Fil był w banku we środku.
Bo Fil od trzech tygodni jest gońcem w składzie rowerów mister Faya.
Fil nie wie dokładnie, jak w banku jest urządzone, ale zanim wydadzą pieniądze, trzeba chodzić do różnych okienek. Przy każdym okienku siedzi urzędnik i zapisuje. I jest kontrola. Nie można banku oszukać, bo mają książki handlowe.
Dżek przypomniał sobie, jak przejrzawszy książkę Hortona z siódmego oddziału, wiedział, ile mają w szafie kajetów, chociaż szafa była zamknięta. I jak mister Fay wszystko wiedział z książki handlowej, chociaż w szkole nie był. Tak samo jest pewnie w banku.
I teraz Dżek ciągle myśli, że potrzebny jest bank dla dzieci — i trzeba bank szkolny założyć.
— Dlaczego dzieci uczą się oszukiwać? Bo pożyczy od kolegi, albo się założy, i mówi, że odda. Ale kiedy odda? Jedni odrazu mówią: »jak będę miał«, bo dzieci nigdy nie wiedzą, kiedy będą miały, kiedy im dadzą. Żadnej kalkulacji dzieci nie mogą robić, nic sfinansować nie mogą. Jeden mówi »oddam«, a nie może, bo nie ma. I już się tak przyzwyczai.
Dopiero teraz rozumie Dżek, dlaczego zbankrutował. Gdyby był bank dla dzieci, kradzież rowerów byłaby tylko stratą, którą mógłby jeszcze odrobić; a tak — wszystko na nic.
— Cała kooperatywa do luftu, — powiedział Fil.
Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/224
Ta strona została uwierzytelniona.