Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

Kiedy mu pani wreszcie ostro zwróciła uwagę, że lekceważy dobrowolnie przyjęty obowiązek, Dżems powiedział, że nie umie i nie chce. I niesłusznie się pani na niego gniewała, bo naprawdę nie umiał. Przecie co innego samemu czytać, a co innego — książki do czytania wydawać.
Fil triumfował:
— Dobrze pani tak; jabym się postarał o różne wesołe takie śmieszne książki, różne bandyckie bujdy od brata, rozmaite mocium dzieju bajaderskie piosenki. Cały oddział takby czytał, jak aeroplan, — ażby warczało.
Ale bibljotekarką została Fanny, i rozumie się, najprzód chłopcy powiedzieli, że od niej ani jednej książki nie wezmą, a potem i dziewczynki dały spokój. Brały tylko lizuchy, żeby pani się przypodobać. Fanny udawała panią.
— To będzie dla ciebie za trudne. Nie dam ci tej książki, bo nie zrozumiesz.
A sama smarkata nawet nie wiedziała, o czem tam pisze.
Raz nawet ośmieliła się powiedzieć:
— Przeczytaj na próbę pierwszą stronicę i opowiedz, to może ci wydam.
Zato brudasowi Dżonowi dała zupełnie nową książkę Pennella, i Dżon oderwał kawałek okładki, a w środku zamazał masłem. Całe szczęście, że Pennell gamajda, i każdy z nim robi, co chce, bo inaczej miałaby za swoje.
Wreszcie pani się zniechęciła.
— W tamtej szkole, gdzie byłam, doskonale