A kiedy po miesiącu pani się znów zapytała, kto weźmie klucz od szafki, Dżek spokojnie, ale stanowczo oznajmił, że chce i może. Pani się zgodziła odrazu.
Pani kazała dać książkę Dżeka i Dżona i tak powiedziała:
— Patrzcie, książki szkolne Dżeka są czyste i porządnie obłożone, a Dżona pomazane z rogami pozawijanemi, brudne i zakleksane. Dżon wszystkim obrazkom dorabia wąsy, nazwisko swoje namazał prawie na każdej stronicy, a jak już chce coś wytrzeć, to ślini brudny palec i robi w stronicy dziurę.
Potem pani powiedziała coś, co nie było prawdą:
— Kto lubi czytać, ten szanuje książki. Powiedz Fulton, prawda, że ty dużo czytasz?
Dżek nie chciał kłamać, a niegrzecznie z panią się sprzeczać. Więc chrząknął tylko i mruknął, co mogło znaczyć — i nie, — i tak. A pani myślała, że dużo, tylko nie chce się chwalić.
Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.