Fil uczył klasę grać na zębach, więc nie miał czasu rozmawiać z Dżekiem.
Na zębach gra się w ten sposób, że się uchyla usta i paznogciami uderza się w zęby, i można raz ciszej, raz głośniej — wygrywać wszystkie melodje. Właściwie nie Fil zaczął, tylko Barnum, który się nauczył od chłopca ze szkoły sto trzeciej. Ale Barnum grał tylko dla siebie, a Fil, uczeń Barnuma, utworzył naprzód kwartet, potem całą orkiestrę. Od trzeciego oddziału nauczył się drugi i czwarty. A potem już wszyscy umieli, — i sam kierownik zapowiedział, że dosyć, bo będzie sadzał do kozy. Bo już naprawdę zanadto: na pauzie, na ulicy i rozumie się, na lekcjach — kto miał chwilę czasu, już nawet sam nie wiedział, tylko grał na zębach.
Dżek więc nie mógł dokończyć rozmowy z powodu zarazy. Bo kierownik powiedział, że to zaraza, i jeśli nie odzwyczają się, mogą zgłupieć zupełnie.
Jakże szczęśliwy byłby Dżek, gdyby taka zaraza czytania książek ogarnęła oddział. Dżek otwiera szafę, a tu się wszyscy pchają:
— Mnie, mnie. Ja długo czekam. Ja pierwszy. Ja zamówiłem.
Dżek mówi:
— Nie mogę się rozerwać.
Zupełnie jak w składzie wędlin przed Wielkanocą.
Tak marzył Dżek, schodząc do szatni po lekcjach. A tu go nagle Fil trzasnął w plecy, że mało nie spadł ze schodów.
Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/52
Ta strona została uwierzytelniona.