Ojciec ma zdrowe ręce i poradzi sobie, a łaski żadnej nie potrzebuje.
Właśnie wtedy Dżek zaczął chodzić do szkoły, co chciał szanować książki, a pani się na niego gniewała. Ojciec aż pożyczył na książki, chociaż strasznie nie lubił długów.
Dżek wiedział, że wszystko jest tajemnica i o tych rzeczach dzieci nic nie powinny wiedzieć. Ale co zrobić, kiedy wie i słyszał?
List dziadka był taki, — a właściwie nie list, tylko dopisek:
»Pisała mi mama, że jesteś w trzecim oddziele i pilnie się uczysz, więc posyłam ci dolara, żebyś sobie kupił, czego ci będzie potrzeba«.
Tymczasem ojciec nic jeszcze nie wiedział, bo był w fabryce, a Dżek niepokoił się, że może ojciec dolara też od dziadka nie pozwoli przyjąć.
Więc wyszedł na podwórko, usiadł na kamieniu koło parkanu i myśli:
— Jak to jest dziwnie na świecie. Jak się czegoś nie ma, wydaje się, że się wie, co robić, a jak się ma, to się nic nie wie.
Bo Dżek często myślał, coby zrobił, gdyby miał dolara albo sto, albo nawet tysiąc: coby kupił rodzicom, co małej Mary, co sobie. Różnie układał, ale nigdy nie ułożył do końca, bo zawsze zasypiał. Bo najlepiej myśleć w łóżku przed zaśnięciem.
No i teraz nic nie wie, chociaż jasne jest przecie, że jak rodzice pozwolą, Dżek przedewszystkiem kupi, co potrzebne do bibljoteki. Już nie potrzebuje łamać sobie głowy, skąd weźmie pieniądze na obraz-
Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/55
Ta strona została uwierzytelniona.