Zmienił bowiem plan co do orderów. Nie kupił i sennika egipskiego. Również później już postanowił oddać książki do oprawy introligatorowi; oprawa kosztowała drożej, niż przypuszczał. To też nabył tylko dwa pióra, jedną gumę i pięć stalówek. Zostało mu trzynaście centów.
Dżek wydał 87 centów; zajęło mu to cały tydzień, — akurat od środy do środy.
Niejednemu wyda się dziwne. Dlaczego tak długo?
Muszę więc wyjaśnić, że dobrze kupować jest tak samo trudno, jak dobrze napisać wypracowanie albo dyktando. W dyktandzie można zrobić jeden, dwa, albo dużo błędów; błędy mogą być nieważne albo grube błędy. Kto nie umie i pisze niedbale, spieszy się, nie zastanawia — ten robi więcej błędów. Ale tak samo można kupować nieumiejętnie, niedbale i bezmyślnie. Wtedy albo kupi nie to, co potrzebne, albo kupi coś w złym gatunku, albo za drogo zapłaci. Potem żałuje. Zmartwiony — dziwi się:
— Dlaczego nie pomyślałem, nie obejrzałem, nie dowiedziałem się gdzieindziej?
Ale już zapóźno. Błąd jest — i niema na to rady.
Dżek chciał wydać swego dolara bez błędu, więc musiał dokładnie wszystko obmyśleć sam i poradzić się. Najwygodniej zawsze poradzić się rodziców; cóż kiedy z tej strony Dżek najmniej mógł oczekiwać pomocy. I wogóle rodzice, którzy się znają na zakupach własnych, niebardzo rozumieją, co jest konieczne dla dzieci. Często mówią:
— Szkoda pieniędzy. Poco ci to? Nie warto.
Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/70
Ta strona została uwierzytelniona.