I tak zepsujesz. Znudzi ci się. Kup lepiej coś pożytecznego.
A te ich pożyteczne rzeczy są właśnie takie, bez których doskonale można się obejść. Znam wypadek, gdzie matka zupełnie poważnie dowodziła, że lepiej kupić szalik na szyję, niż parę gołębi, że ważniejsze są kalosze, niż łyżwy. O, risum teneatis, amici. (To znaczy po łacinie: Powstrzymajcie się od śmiechu, towarzysze).
Dżek wybrał drogę najwłaściwszą. Ponieważ książki przeznaczone były dla kolegów, postanowił ich się przepytać.
Dochodzi więc do Gastona i pyta się tak od niechcenia:
— Dlaczego ty wcale książek nie bierzesz?
— Poco będę brał, — wzrusza ramionami.
— No, żeby czytać.
— Nie zawracaj gitary z czytaniem.
I widać, że chce się od natręta odczepić.
— Słuchaj, Gaston, a chciałbyś zrobić latawiec albo aeroplan?
— Bo co?
— Bo może będę miał książkę, jak to się robi.
A nazajutrz Gaston sam już zaczepia Dżeka.
— No co, masz tę książkę?
— Jeszcze nie. Może tymczasem weźmiesz coś innego?
— Eee, wolę zaczekać.
I chociaż nie wziął książki, ale się nie obraził.
Stanley mówi, że jutro będą u nich goście, bo są imieniny ojca.
Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.