Dżek miał długą i poważną rozmowę z panią. Gdyby Dżek był dorosły, a nie mały chłopak z trzeciego oddziału, napisałbym, że Dżek odbył z panią — konferencję.
— Proszę pani, — mówi Dżek, — podobno uczniowie siódmego oddziału mogą kupować w szkole zeszyty, pióra, ołówki i różne rzeczy. I jeden uczeń ten sklep prowadzi.
— Istotnie, — mówi pani, — siódmy oddział ma kooperatywę. Czy chcesz spróbować coś podobnego i w trzecim oddziale?
Dżek nic nie odpowiedział, ale pani sama się domyśliła, że chce.
— Widzisz, chłopcze, w siódmym oddziele są już starsi uczniowie. Dobrze piszą, dobrze rachują. Obawiam się, że nie dasz rady.
Dżek uważnie patrzy na panią i czeka.
— Bo ja wiem. Z bibljoteką doskonale sobie poradziłeś, ale kooperatywa jest o wiele trudniejsza.
— W szafce jest tyle wolnego miejsca — mówi Dżek. — Cała półka jest pusta. Mam tuzin bąków.
— Czego tuzin?
— Bąków drewnianych.
— Po co?
— No, do puszczania. Takie, co się batem po-
Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.