Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.

do kooperatywy, niech przyniesie pięć centów. Raz na tydzień urządzam posiedzenie, żeby powiedzieli, co kupić. No i kupuję, biorę rachunek, no i każdy bierze, ile chce, z rabatem, a potem kupuję coś innego. Nawet mogę nie brać od nich pieniędzy, bo mi zostało 78 centów.
— Toś nie odebrał całego dolara? — ździwiła się pani.
— Wcale nie miałem odebrać tyle. Przecież wydałem tylko 87 centów, więc mi się zostało 13. Potem mi zwrócili 64 centy i jeszcze później 7. Jeszcze wydałem 6 centów dla Mary.
— Kto to jest?
— Moja mała siostrzyczka.
Dżek się zaczerwienił, bo skłamał. Wydał dla Mary tylko 5 centów, a jeden cent schował na pamiątkę. Tego jednego centa Dżek nie chciał wydawać; zawinął go w zieloną bibułkę i włożył do pudełka, wyłożonego watą. Był to cent, który mu dała Nelly.
— A co kupiłeś siostrzyczce Mary?
— Kupiłem jej dwa ciastka, dwa aniołki — taki obrazek, a za resztę cukierków. Chciałem kupić figurkę dla mamy, ale mogę zaczekać.
— A dla siebie nic nie kupiłeś?
Dżek wzruszył ramionami.
— Więc ci później dopłacili tylko siedem centów? — dziwi się pani.
— No tak: jak mi pani oddała te 64 centy, to potem Gill dał mi 2 centy, Drel, Hamilton, Parkins, Watson, Karr — po cencie.