Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

— A inni?
— Może nie mają, albo zapomnieli.
— Czy zapisałeś sobie, kto ci zwrócił?
— Kiedy i tak pamiętam.
Pani pocałowała Dżeka w czoło.
Dorośli mają taki jakiś zwyczaj, że jak z nimi rozmawiać albo się o coś zapytać, ni stąd ni zowąd wezmą i pogłaszczą albo pocałują. To znaczy, że im się spodobało.
— No i mam jeszcze dwa pióra, gumę, cztery nowe stalówki i jedną raz używaną.
— Dlaczego raz używaną?
— Pożyczyłem Nelsonowi, bo mu wpadła do kałamarza i nie miał czem pisać.
Pani pogłaskała Dżeka po głowie.
— Więc słuchaj, Dżek. Tobie bardzo się spieszy, ale trudno: zaczekaj parę dni. Dowiem się, kto prowadzi kooperatywę w siódmym oddziele.
— Wiem, proszę pani, on się nazywa Horton.
— Ach, i to nawet wiesz.
Często dorośli się dziwią, że dzieci coś wiedzą. Jakby trudno było dowiedzieć się, jeżeli komuś bardzo zależy.
— Więc rozmówię się z Hortonem, żeby ci pokazał, jak prowadzi rachunki, żeby ci wszystko objaśnił. Masz wprawdzie dobrą pamięć, ale wszystkiego pamiętać nie można, więc trzeba zapisywać. Tymczasem rozmów się z Klaryssą, czy zechce ci i w tem dopomagać.
— Klaryssa mi już nie pomaga, — szybko powiedział Dżek.