Strona:Janusz Korczak - Bezwstydnie krótkie.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.


— To i ty kradnij.
— Nie umiem, Ewuniu. Ani ojciec, ani dziad.
— Spróbuj, Adasiu. Widzisz przecie. Czy ja wyrzucam pieniądze?
— A czyż ja mówię?
— Nie mogę końca z końcem. Życie brzydnie. Dzieciska się marnują. Spróbuj także. Dlaczego inni?
— Nie kuś mnie, kobieto... A jak jeszcze imię stracę? Pomyśl tylko: sąd — śledztwo — prokurator. — Pro-ku-ra-tor. Za nic.
— No nie. Ja tylko tak. Ślubowałam, to będę wierną — choćbyś nawet tam i został do końca uczciwy. — No, uściśnij mnie. Przytul mnie przynajmniej, Adasiu. — Oooch, Boże!