— Daj radca spokój.
— No — no. W dwadzieścia cztery godziny. — Niemcy — fora ze dwora — do faterlandu. — Żydy do Palestyny. — Litwini, ukraińcy, cała ta zgraja — hajda — do bolszewickiego raju. — Poselstwa wszystkie i ambasady na złamanie łba — owszem, z honorami — dyplomatycznie — manatki spakować — byle prędko. Zostajemy sami. Dopierobym wtedy pogadał.
— I cóżby radca...
— Naprzód Sejm. Zaczynam od Sejmu. Po 50 na każdy zadek.
— Wszyscy?
— Co do jednego. Żadnych: prawica — lewica. Oni się tam już wszyscy zwąchali. Po 50 — i do domu — do pracy, darmozjady, — Potem związki i partje. Przywódcy — jeżeli nie byli w Sejmie, też po 50.
— Wszyscy?
— Taaak, równość! Załatwione! — Złodzieje i łapownicy — kula w łeb. Bez sądu. Na jednego naszego ich dziesięciu.
— Kogo ich?
— Żydów, niemców...
— Przecież ich już radca powysyłał.
Strona:Janusz Korczak - Bezwstydnie krótkie.djvu/50
Ta strona została uwierzytelniona.