Strona:Janusz Korczak - Dzieci ulicy.djvu/216

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dwa lata.
— I puścili cię?
— Matka chora.
— U stolarza?
— Nie, szewca.
Antek kłamał, czynił to prawie bezwiednie. Tak mu odpowiedzi same się tworzyły.
— Może już matka umarła?
— A może.
— A braci, siostry masz?
— Pięcioro.
— No, siedź tu, tylko się nie wychylaj. Rozumiesz?
— Rozumiem.
Antek wdzięczny jest konduktorowi, że się nim zajmuje, że wypytuje go, że opiekę nad nim roztacza.
W głosie konduktora brzmi nuta życzliwości.




XIII.
Mańka.

Co przez lat cztery, podczas których Antek wałęsał się po ulicach Warszawy, walczył, rozwijał się, słuchał i patrzał w życie — co porabiała Mańka?
Pozostawiliśmy ją w pałacu Zaruckim, wpatrzoną w jasne koło płótna, na którem przesunęły się przed jej oczami obrazy zła i dobra.