— Co robili oni razem?
Wesołość na sali.
— Czytywali książki.
— Czy oskarżony umie czytać?
— Nieboszczka go nauczyła.
— Czy zwierzała się przed panią ze swoich uczuć dla „swego kawalera?“
— Powiedziała mi raz, gdym ją pytała: „to biedny chłopiec, proszę pani.“
— Czy pani nie obawiała się, że mogą panią okraść?
Oskarżony spojrzał na przewodniczącego przelotnie. Spojrzenie było krótkie i silne.
— Nie, oboje sprawiali na mnie dobre wrażenie.
— Czy pani zwykle powoduje się w swych czynach wrażeniami?
Wesołość na sali.
— W tym wypadku tak.
— Czy pani stanowczo twierdzi, że nic z kosztowności, ani pieniędzy, nie zginęło pani?
— Stanowczo.
— Czy zbrodniarz mógł być spłoszony przez kogoś?
— Nie, ja wróciłam dopiero o dwunastej z moją pokojówką, a zbrodnia popełniona została podobno o dwie godziny wcześniej. Tak twierdzą lekarze.
— Gdzie pani ma schowaną biżuteryę i pieniądze?
— W biurku i w stoliku przy łóżku.
— Czy listy żadne nie zginęły pani?
Na sali zainteresowanie, szmer.
— Żadne listy mi nie zginęły.
Strona:Janusz Korczak - Dzieci ulicy.djvu/254
Ta strona została uwierzytelniona.