Strona:Janusz Korczak - Dzieci ulicy.djvu/255

Ta strona została uwierzytelniona.

Ździwienie.
Pokojówka druga, która towarzyszyła aktorce do teatru, zeznała mniej więcej to samo. I znów wesołość ogarnęła publikę, gdy subretka zeznała, że „u nas to tam niema tego, żeby pani „szkodził kawaler“ służącej; pani ma swoich gości, a my swoich.“
Zeznania szynkarza były nie mniej ciekawe.
Oskarżony bywał w jego „zakładzie“ dość często, ale od jakiegoś roku — zupełnie się prawie usunął od „kolegów.“ A przez ostatnie pół roku nie był ani razu. Pewnie dlatego, że oskarżony był człowiek „bardzo honorowy,“ a towarzysze śmieliby się z niego, że jest kąpielowym, bo oni nie lubią tego zajęcia i wyśmiewają. Dopiero „w ten wieczór właśnie“ — to przyszedł, był trochę pijany, ale nie znów tak bardzo, bo często bywa gorzej. Jak przyszedł, to wypił półkwaterek spirytusu i powiedział: „pijmy, bo już niedługo.“ A potem chciał grać w bilard i powiedział: „muszę wygrać na zapłacenie, bo nie mam ani grdyka.“ I wygrał, a potem jeszcze pił. I tak aż do zamknięcia „zakładu.“ „Potem wszyscy razem wyszli, no, i złapali go, gdzie panowie wiedzą.“ A żeby go pytano, co znaczy to, „pijmy, bo już niedługo“, tego świadek nie słyszał. A że tam mówił coś, to „nie dziwota, zwyczajnie, jak nie po trzeźwemu.“ O zbrodni nic nie wspominał. Świadek nie pamięta również, żeby mu mówiono: „a widzisz, zeszedłeś na psy ze swoją Julką“ (tak nazywała się nieboszczka). Nie pamięta również, aby miał na to oskarżony odpowiedzieć: „stul pysk z Julką, bo możesz flaki policzyć.“ Wogóle trudno znów