Mańka pochwyciła Antka za rękę, jakby szukając w nim pomocy.
— Poszła precz! — syknął Antek.
Opiekun, czy też nabywca Antka i Mańki, był hrabią Zaruckim.
Stary hrabia miał brata, z którym zerwał wszelkie stosunki od czasu ostatniej ich rozmowy, której treści nikt nie znał, a która zakończyła się podobno bardzo burzliwie. Wówczas to hrabia Stefan Zarucki wraz z żoną i dwojgiem dzieci przeniósł się do Zaruczaju, i nikt go już więcej nie widział.
Prowadził on życie zamknięte w opuszczonym starym pałacu Zaruckim, nigdzie nie wyjeżdżając, dnie na samotnych przechadzkach po parku i na czytaniu pism i książek, których każda poczta dostarczała mu w dużej ilości.
Gdy w dwa lata później umarła hrabiemu Stefanowi żona, poświęcił się wychowaniu dzieci. Nauczyciela nie trzymał, sam je uczył, kształcił, rozwijał.
Lekcje zimą i latem zaczynały się o szóstej rano. Tak syn, jak i córka — wstawać musieli o piątej zrana, i po szklance mleka i kromce razowego chleba, szli