Strona:Janusz Korczak - Dzieci ulicy.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

Mleko mu dają, także mi rarytas. Co to on przy piersi, żeby mleko pił? Jeszcze mu każą tu pewnie uczyć się stolarstwa, jak Jankowi, ale Janek — co innego; on z wyroku był wzięty na osady, bo okradł zegarmistrza, u którego pracował, ale jego, Antka, jeszcze nikt nie złapał na kradzieży.
— Drapnę ztąd, jak Bóg na niebie — mruknął chłopiec.
Nie mógł wybrać hrabia Zarucki mniej odpowiedniej chwili na odwiedzenie swego więźnia.
— Dzień dobry — rzekł, wchodząc.
— Dzień dobry. Doskonale, proszę pana, że pan tu przyszedł, bo ja chcę się z panem rozmówić. Tylko niech pan nie patrzy tak na mnie, bo ja się nie zlęknę... Proszę pana, niech mi pan powie, co pan chce ze mną zrobić?
— Dowiesz się niezadługo.
— Ja chcę zaraz wiedzieć, bo ja chcę wrócić do ojca.
— Czy ci tu źle?
— Źle nie źle, a ja chcę, proszę pana, wrócić i już. Tam, w Warszawie, mam robotę...
— I tu pracę znajdziesz.
— Ja tam takiej pracy nie chcę Ja nic nie mówię: może pan chce dla mnie bardzo dobrze, ale ja, proszę pana, nie mogę tu być i już. Może pan chce nas na własność, może panu własne dzieci umarły. Bo to była jedna dziewucha u nas, to ją jakaś pani wzięła do siebie, i teraz ciągle jeździ z tą panią, jak jaka pani.