Strona:Janusz Korczak - Dzieci ulicy.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.

dzieli, co takiemu zrobić. Bo ten doktór jest dla nas dobry i zna nas, że my ani tacy źli, ani tacy głupi, jak wam się zdaje. A jak kto chce być dla nas dobrym, a nie zna nas, to my go „ocwanimy“, oszukamy. Ja wiem, że Mańce pana obrazki się podobały i teraz pewnie beczy, i będzie się uczyła, i będzie dobra, ale ja wiem, że te obrazki to głupstwo i kłamstwo. Pan myśli, że jak ta żebraczka upije się i tańczy i mówi różne słowa, to ona jest wesoła. A jakże, wesoła. Ona wie, że było jej kiedyś lepiej, a teraz jej źle i że musi umrzeć niedługo, to ona naumyślnie śpiewa i tańczy, żeby kto się nie domyślił, że jej jest źle. Bo niehonorowo jest u nas martwić się i już. Bo po co kto ma wiedzieć, że mnie jest źle?.. No, ale ja tu gadam, a trzeba iść.
— Zostań Antoś, choć czytać się nauczysz.
— A na co mi czytanie? Jak ja się będę uczył, to ktoś będzie mnie uczył, a ja nie chcę, żeby mnie kto uczył; bo ja chcę być zawsze nauczycielem. My strasznie dumni jesteśmy, proszę pana.
— A po co żebrzecie?
— My nie żebrzemy, proszę pana, my tylko oszukujemy. Jak ja panu mówię prawdę i pan mi da dziesiątkę, to to jest żebranina, ale jak ja panu nakłamię i pan mi co da, to to jest tylko „naciągnięcie“, a nie żebranie. A jak ja od swojego co dostanę, to to jest przysługa. Widzi pan?...
Antek śmiał się, widząc ździwienie Zaruckiego.
— My dumni jesteśmy...
— I skryci — dodał w zadumie hrabia.