Strona:Janusz Korczak - Dzieci ulicy.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiem już, wiem doskonale. Cóż ty, durniu, myślisz, że ja nie wiem?
— A co pan Feliks wie?
— A no, zabrali was z Mańką na pański chleb.
— A wie pan, kto zabrał nas? A hrabia, widzi pan Feliks.
— A wiadoma rzecz, że hrabia.
— I zawiózł nas na wieś!
— A rozumie się, że na wieś.
— A zkąd pan Feliks wie o tem?
— Jak się nauczysz tyle, co ja, to będziesz wiedział, zkąd ja wiem.
— No, to niech pan powie, zkąd ja się tu znów wziąłem, kiedy pan taki mądry?
Antka gniewała pewność Felka.
— Uciekłeś.
Antek się zdumiał.
— Uciekłeś i dobrze zrobiłeś, żeś uciekł. Tak, to może wyrośniesz jeszcze na uczciwego człowieka, a tam to by cię zmarnowali. O, już cię w garnitur pański wystroili. Oni tylko to umieją. Et... Kusy, przynieś no drzewa do pieca.
„Przynieś drzewa“ — nie znaczyło wcale w języku Felka: „kup“, tylko „rób, co chcesz, wyrwij z płota, znajdź, ukradnij, tylko przynieś, ba dam w skórę.“
Kusy wyszedł.
— Jak pan Felek...
— Feliks, ośle.
— Jak pan Feliks chce, to mu mogę podarować to ubranie.