Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

Zgasiłem świecę.
— Słuchajcie: ja mam dwie poduszki. Nie gniewajcie się: ja was tak lubię.
— To się ożeńcie i będziecie mieli uczucie rodziców do dzieci.
— Dać wam jedną poduszkę?
Odwrócił się do ściany i westchnął.
W głowie huczy, bije w skronie.
„Co będzie za sto lat? — Domy. — A w tych domach? — Ludzie. — Co to jest szczęście? — Co to jest śmierć? — Co to jest życie?“
I znów:
— Po co?
„Biedny Juraś... Juraś nie wiedział, ale ja wszystko — wszystko wiem“.
Podałem nowe ogłoszenie:
„Korepetytor skromnych wymagań poszukuje kondycji; przyjmie wszelkie warunki.“
I otrzymałem ofertę:
„Czytałem, że pan szuka mniejsca więc może pan pofateguje się do mnie, bo ja potrzebuje do dzieci akurat skromnych wymagań.“
Pod nazwiskiem i adresem grubemi literami dopisano:
Właściciel domu.