Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.
W GĄSZCZ ŻYCIA.

Wieczory spędzam u wdowy z facjaty. Moi chlebodawcy źli są na mnie i na nią — i zazdrośni. — Jak można przekładać towarzystwo nędzarki z wątpliwą przeszłością, — nad nich, właścicieli domu na Woli?.,.

Pojechali z dziećmi na wieś na wesele, do rządcy, który ich dawniej nie znał, — ale teraz, kiedy są bogaci, — przypomniał sobie i zaprosił. — Chcieli mnie zabrać, — nawet na własny koszt: zabawię się i podjem sobie. A jedzenie będzie dobre, bo pan młody z rzeźnickiej, ale bogatej familji; brat cioteczny jest księdzem.
Odmówiłem. Pojechali sami...
Patrzę na kuźnię. Kowal bije młotem, postać jego czerwieni się w ogniu i gaśnie. — Myślę i wsłuchuję się ciekawie we własne myśli.
Dopiero późnym wieczorem idę na facjatę.