Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

ma prawo pogłaskać, pożartować, wziąć na kolana, dać prezent. — Ja panu wszystko mówię, chociaż wiem, co pan sobie o mnie myśli.
— Ja myślę, że pani była bardzo nieszczęśliwem dzieckiem.
— Ja wiem: bo pan jest dobry... Na czem to ja stanęłam?
— ...Że mama pani stała przy oknie.
— Acha!... Więc długo tak stała, a potem zjadła tę długą czekoladkę i oblizywała palce, bo jej się roztopiła, kiedy stała przy oknie. — A potem było to najwstrętniejsze... Ja nie będę umiała panu opowiedzieć...
Zamyśliła się.
— Więc tak było. — Matka stanęła przy łóżku. Ja z początku zupełnie zamknęłam oczy, żeby się nie domyśliła. A potem ostrożnie uchyliłam. Matka patrzała na mnie, ale była taka brzydka i taka wstrętna... Ja wiem, ja nawet wtedy wiedziałam już, co ona sobie myślała i dlaczego była taka brzydka. — Ona liczyła, ile ja jestem warta i kiedy już. Ja wtedy nie wiedziałam jeszcze, jak to jest; ale sama także chciałam być dużą i mieć kogoś, co ma dużo pieniędzy i wszystko kupuje; tylko wiedziałam, że matka nie powinna tego chcieć... Na złość otworzyłam oczy, i ona domyśliła się, że nie spałam... Rozgniewała się, i przez całe trzy dni nic nie mówiłyśmy do siebie. I od tej pory przestałam ją kochać, i ona mnie. Bo przed-