niech panna Stefcia weźmie jeszcze łyżeczkę kompotu.
— Niech mnie pan przestanie nazywać ciągle panną Stefcią.
— A dlaczego ja nie mam nazywać panny Stefci panną Stefcią?
— Bo nie mam dwunastu lat.
— A ile panna Stefcia ma lat?
— Ile mam, to mam.
— Więc jakże ja mam nazywać pannę Stefcię, kiedy panna Stefcia, ile ma — to ma — lat.
— Proszę mnie wcale nie nazywać.
(Czuję ogromne zadowolenie z gadania od rzeczy. Żal mi dzieciaka, ale nie mogę inaczej. Jaka to już kobieta).
— Naprawdę, taka jestem zła na pana. Tyle czasu nie widzieliśmy się. Tyle pan podróżował, tyle pan widział.
— To ja mam opowiedzieć wszystko, co widziałem?
— Myślę, że to byłoby ciekawsze, niż takie bajanie.
— Kiedy ja nie mogę wszystkiego opowiedzieć.
— Ciekawa jestem bardzo, dlaczego?
— Bo by się pani mama na mnie gniewała.
— O, niech się pan nie obawia.
— To mama by się nie gniewała?
— Panu się ciągle zdaje, że jestem dzieckiem. A pan to niby taki dojrzały człowiek.
Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.