Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.

wie umiera rocznie przynajmniej 18, jeżeli nie 19 osób, na 1,000 więcej, aniżeli potrzeba, co daje na ludność o 450,000, nadmiar śmierci pod postacią 8,100 osób. Gdybyśmy nawet z tej cyfry strącili dwie trzecie na śmiertelność dzieci do czasu dojścia do wieku produkcyjnego, to jeszcze 2,700 śmierci dotykać będzie ludzi pracy, ojców i matek, potrzebnych do wychowywania swych dzieci i do pracy społecznej. Ci ludzie mogli i powinni byli żyć i pracować“...
„Jeden z lekarzy, zajmujących się statystyką obliczył, że gdy przy zaludnieniu 2 osób na pokój zajdzie 100 wypadków zachorowania, to w tych samych warunkach przy ludności 10 osób na pokój będzie takich wypadków 150, czyli o 50 proc. więcej; ale co gorsza, że gdy z liczby podległych w pierwszym wypadku chorobie epidemicznej umiera 20 na 100, to w ostatnim 79 na 100. (Dr. Körösi w Peszcie)“.
„Dzieci umierają tam dwa razy więcej, niż gdzieindziej, a ci, którzy dojrzeją, żyją krócej od innych współobywateli. A przecież, jeżeli gdzie, to właśnie tutaj choroby i śmierć przynoszą dotkliwe klęski, zwłaszcza, gdy dotykają ojca lub matkę rodziny. Choroba przerywa zarobkowanie i rodzi wydatki, których zazwyczaj niema z czego pokrywać, a śmierć wystawia na pastwę losu całą rodzinę dla braku siły roboczej, która byt materjalny zabezpieczała. I mnoży się liczba sierot, o których niewiado-