— Rozumie się, że jestem dojrzały.
— Ciekawam bardzo, dlaczego?
— No, bo ja mam już wąsy, a panna Stefcia nie ma jeszcze wąsów.
— To chyba.
— Bo ja palę papierosy, a panna Stefcia nie pali papierosów.
— Jakbym chciała, tobym paliła.
— A panna Stefcia nie chce?
— Nie chcę.
— No, to niech panna Stefcia weźmie bardzo dużo lodów. A potem będziemy pili wino szampańskie.
— Ale pan tyle już pił.
— Muszę pić, bo to są przecież oficjalne zaręczyny siostry.
— A pan powie toast?
— Pan nie powie toastu.
— A jak ja pana poproszę?
— To także nie powiem.
— A jak ja pana bardzo poproszę?
— To panna Stefcia umie bardzo prosić? A jak to się — bardzo prosi?
— Jaki pan niedobry.
(Rozkosznie zepsuty dzieciak. Tak mało wie, a tak wiele przeczuwa).
— Czy pani umie flirtować?
— Niech pan nie nalewa, bo nie będę piła.
— To pani tak kocha Jadzię; to pani tak dobrze życzy mojej siostrze? Bardzo ładnie... O, wi-
Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.