Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.

— Avez vous beaucoup d’enfants, monsieur z ciastkami na guziku? — Non, pas beaucoup, — dwoje tylko. — Zola jest idjota i „płodność“ jest powieścią idjoty. — Oh, pas beaucoup: tylko dwoje. — Jerzyk i Anielka. Quels jolis noms... Jerzyk, Jurek, Juraś. — Votre Juraś musi być mały jeszcze. — Mały Juraś z jasnemi puklami włosków i pulchnemi nóżkami. Un petit garcon de six ans. — Un milusiński. — N’est ce pas? milusiński. — Uroczy, mały bobak, — milusiński. — N’est ce pas? — Jerzyk... Juraś... Mais attendez donc un peu...
Pan z ciastkami się obejrzał. Zatrzymałem się.
— Czego pan się ogląda, monsieur le bon père — ja panu ciastek nie odbiorę... Pana niecierpliwi moje gadanie, pan twierdzi, że moje gadanie niema najmniejszego sensu... Mais mille pardons, — mnie zimno, i jestem przytem trochę zdenerwowany, un peu énervé... Pan pytasz, czemu ja nie mówię po polsku? — Ach, on m’a appris mówić po francusku, — parler français. — Ja miałem także długie blond włosy, de longs cheveux blonds. — Uczyli: l’hirondelle — jaskółka (h muette, h aspirée) — chociaż nie widziałem jeszcze jaskółki. — Oui, monsieur, ja jestem bardzo dobrze wychowanym człowiekiem, — un gentilhomme. — Tylko mi się trochę podarły portki i postrzępiła dusza. Enfin...
— Ale ja o pańskim synku... Bon!... Ja