— Nie chcę.
— To nie... Masz swoje pieniądze i idź do djabła.
— Nie chcę pieniędzy brać.
— No to zostań i nie nudź.
— To bądź dla mnie dobra i nie rób mi krzywdy.
— To już nie będę... No, to napijmy się na zgodę... No, i jeszcze po jednym.
— Już nie chcę.
— To będzie ostatni.
— Nie będę piła.
— To i ja nie.
— To nie...
— A teraz opowiedz mi bajkę.
— Nie umiem bajek.
— Umiesz, tylko nie chcesz, bo ja ciebie proszę.
— Mówię ci przecież, że nie umiem.
— To opowiedz mi byle jaką bajkę.
— Żadnej nie umiem.
— To opowiedz taką bajkę, którą ci opowiadali, kiedy byłaś jeszcze mała.
— Nie nudź.
— Kiedy ja chcę nudzić. Ja chcę, żebyś mi opowiedziała tę bajkę którą ci opowiadali, jak byłaś jeszcze dzieckiem.
— Upiłeś się, to śpij. Albo idź sobie do choroby ciężkiej, — powiedziała twardo.
I zrozumiałem nagle.
Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/195
Ta strona została uwierzytelniona.