Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

— Panna Stefanja bardzo spoważniała.
— O, bo pan ogromnie się zmienił. Nic dziwnego: zagranica szalenie kształci. Ja wszystko zawdzięczam zagranicy.
— ?
— Cóż pan zamierza dalej czynić?
— Jak dotychczas, nie wiem jeszcze.
— Burzy się pan? Tak, ja rozumiem młodych.
— ?
— Długo pan bawił w Wiedniu?
— Tydzień.
— Cudowne miasto. Zwiedzał pan galerje, muzea? Ile razy przejeżdżam, zawsze muszę się zatrzymać. Ale pan pędził dalej. Rozumiem młodych.
— ?
— Ach, pan bawił dłuższy czas w Krakowie... Poznał pan tak zwaną Młodą Polskę.
— Niekoniecznie.
— Prawda, pan taki nietowarzyski... Czy pan sądzi, że z tego się coś wykluje?
— Owszem, bardzo być może.
— Ale nie Mickiewicz i nie Słowacki... Jakże Warszawa? — Czy pan ma zamiar pozostać już w kraju?
— W tej chwili sam nie wiem jeszcze.
— Tak. Po zagranicy trudno się przyzwyczaić do Warszawy. Choć z drugiej znów strony, ciągnie rodzina, stosunki. Jak to mówi przysło-