że kocham ją tak, jak mamę“, — a boi się wyznać, że — więcej nawet.
I dowiaduje się coraz nowych rzeczy, a jedna straszniejsza i potworniejsza od drugiej. — I zawsze z początku nie wierzy, — potem nie chce wierzyć, — a potem już musi — i płacze, gdy nikt nie widzi.
Ukrywa uczucia swe przed wszystkiemi, prócz przyjaciółki.
Z Adelci śmieją się wszyscy, — wie, że się śmieją. — Bo oto dziewczynkę na nałożnicę chowają, a ona sądzi, że im się oprze.
Nienawidzi mężczyzn, — nie wyjdzie za mąż nigdy, nigdy, — nigdy w życiu. Onaby nie przeżyła, — umarłaby ze wstydu!
Adelcia zna kogoś zupełnie innego, niż wszyscy mężczyźni. On taki czysty, szlachetny. — Toż czytała w powieściach o takich szlachetnych — i wie, że nie wszyscy mężczyźni są tacy.
Za niego wyszłaby za mąż, lecz tylko za niego i tylko pod jednym warunkiem.
Ale to niemożliwe. — Więc zostanie siostrą miłosierdzia, albo będzie wielką aktorką, albo wstąpi na uniwersytet, albo sama na siebie będzie pracowała, żeby nie brać nic od rodziców, — i wychowywać będzie biedne sieroty.
A na pensji nauczyciel był niesprawiedliwy i stawiał jej piątki. — A na ulicy mężczyźni, gdy było błoto, patrzyli na nogi.
Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/224
Ta strona została uwierzytelniona.