Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.
V.

— Bójcie się Boga. Panny w salonie, a młodzież i kochany gospodarz junior siedzą tu sobie w najlepsze... No, powiedz no pan kilka świeżych, zagranicznych anegdotek — i jazda do panien. No, gadaj pan... prędzej.
— Zaraz. Muszę sobie przypomnieć.
— Otóż to. Takich rzeczy nie wolno zapominać. Ja w pańskim wieku miałem do tego specjalny notesik. Nie radzę panu, coprawda, bo po ślubie, licho wie jak — dostał się do rąk mojej żony. Miałem ja za swoje. No, jazda młodzi. Panie mecenasie, panowie, siadamy? — Jeżeli dziś przegram, to jak Boga kocham, kart już do rąk nie wezmę. Wczoraj dostałem tak w główkę, że proszę siadać. Trzydzieści rubli bez małych kopiejek djabli wzięli. Cały ten tydzień. Panowie, prędzej, bo czasu szkoda.

VI.

— A ty, smyku, dlaczego jeszcze nie śpisz?
— Prosiłam Jadzi, żeby poprosiła mamy, i mama mi pozwoliła. Jutro i tak nie pójdę na pensję.
— A pałek masz dużo?
— A jakże — pałek. Żeby nie ta żydówa —