Nowak.
Nowak jest stróżem nocnym na Czerniakowskiej.
W zimie stoi na ulicy od jedenastej wieczorem do siódmej rano, a w lecie tylko do szóstej.
Pensja: 12 rubli miesięcznie.
Musi trzymać z łobuzami, boby nożem dostał.
Kiedy był w wojsku, w szpitalu, kiedy był chory, nauczył się grać w warcaby.
Grywamy na piwo: przegrywam umyślnie.
Żonie oddaje pensję, a sam dostaje od żony cztery grosze dziennie na papierosy i inne drobne wydatki. — Jak żona się rozgniewa o co, to mu i tych czterech groszy nie daje. Wtedy Nowak robi awanturę, żeby nie narowić kobiety zanadto.
Chwała Bogu, dzieci niema: było czworo, ale poumierały. — Bóg wie, co robi.
Lubi opowiadać historję o swoim kiju i o kubku.
— Dla drugiego może być ten kij nic niewart, ale ja się do niego przyzwyczaiłem. Jabym bez tego kija nie umiał wcale wyjść na służbę.
Ukradli mu ten kij. — Nie jadł, nie spał, — aż go znalazł we dwa miesiące dopiero.
— To był cud jakiś chyba, — powiada.