Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.



DUSZA MOJA ZIEWA

Ojciec miał dziś ze mną „poważną“ rozmowę.

Wszedł. Mina stanowcza, ale jeszcze nie groźna. Usiadł na krześle.
Usiadłem na krześle naoklep, wsparłem ręce na poręczy, na rękach oparłem brodę — i czekam.
Milczenie.
Wydobywam z bocznej kieszeni papierośnicę, powoli ją otwieram; wyjmuję i zapalam papierosa.
Zagajenie:
— Wpis zapłaciłem.
— Szkoda wielka.
Długa chwila milczenia.
— Co masz zamiar robić?
— Nie wiem jeszcze...
— Zagranicę już nie pojedziesz.
— I nie pragnę wcale.