Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/265

Ta strona została uwierzytelniona.

— A jak?
— Mów Bogu wszystko, co czujesz.
— Kiedy psie głosy nie idą pod niebiosy.
— Módl się, dziecko. Bóg ciebie wysłucha.
Klęka i szepcze, wpatrzony w obraz.
Opieram się ciężko na kiju i patrzę, nie mrużąc powiek.
I widzę.
Widzę, co mówi Krasiński, — dziwnie jakoś i strasznie widzę:
„Wszystkie światy lecą to na dół, to w górę — człowiek każdy, robak każdy krzyczy: — „Ja Bogiem“, — i co chwila jeden po drugim konają — gasną komety i słońca. Chrystus nas już nie zbawi — krzyż swój wziął w ręce obie i rzucił w otchłań. Czy słyszysz, jak ten krzyż, nadzieja miljonów, rozbija się o gwiazdy, łamie się, pęka, rozlatuje w kawałki, a coraz niżej i niżej — aż tuman wielki powstał z jego odłamków. — Najświętsza Bogarodzica jedna się modli, i gwiazdy, jej służebnice, nie odbiegły jej dotąd — ale i ona pójdzie, kędy idzie świat cały“...

(Przypisek późniejszy).
Szanowne opiekunki i opiekunowie ochron i innych filantropijnych instytucji, — proszę was, nie pozwalajcie uczyć biednych dzieci wierszowanych podziękowań i hymnów pochwalnych na cześć waszą.