Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

— Z lenistwa, z braku obowiązku, z dobrego bytu.
— Ojciec ma zupełną słuszność...
— Powiedz mi, czego ty chcesz?
— Chcę wiedzieć przedewszystkiem, czego ojciec chce ode mnie.
— Chcę, żebyś był człowiekiem.
— Poco?
Ojciec wstaje z krzesła i chodzi po pokoju.
— Wstyd mi przynosisz.
— Wobec kogo?
— Wobec wszystkich.
— A kto są ci wszyscy?
— Ci wszyscy, to są ludzie.
— A co znaczy: być człowiekiem?
Ojciec staje przy oknie i bębni w szybę.
— Bo jeżeli być człowiekiem — znaczy zarabiać ileś tysięcy rubli rocznie, ożenić się, mieć dzieci, wychować dzieci na pasorzytów, a gdy te dzieci pytają w swoim czasie, co znaczy być człowiekiem — zamiast odpowiedzi bębnić w szybę, — to takie człowieczeństwo ani trochę mnie nie pociąga.
— A czem jest twoje człowieczeństwo?
— Nie wiem i szukam.
— Acha. Chcesz być mądrzejszym od miljonów ludzi?
— Czy jest w tem coś złego? Gdyby ktoś jeden nie chciał być mądrzejszy od miljonów innych i nie zaczął wyrabiać mydła z gliceryną,