toby nie istniały wcale na świecie glicerynowe mydła.
— ...Te mydła glicerynowe dają ci jeść i pić; mydła glicerynowe ciebie wychowały — rozumiesz?!...
— Mydła wychowały mnie widocznie źle, kiedy ojciec jest ze mnie niezadowolony.
Atmosfera ciężka, jak paka mydeł.
— Tak dalej nie będzie!
— I ja tego pragnę...
— Chciałeś być doktorem, pozwoliłem ci być doktorem; chciałeś być nagle filozofem, pozwoliłem ci być filozofem; chciałeś być zagranicznym chemikiem, wysłałem cię dokąd chciałeś. Ale jeżeli chcesz być nieukiem i błaznem, to bądź sobie bez mojej pomocy.
— Ja właśnie nie chcę być błaznem.
— Ale nim jesteś!
— Ależ zapewniam ojca, że ojciec się myli. Doprawdy, ojciec się myli...
La bonne papa trzasnęła drzwiami i wyszła.
Ojciec przemawiał do rozumu, matka — do serca.
— Swojem postępowaniem zabijasz ojca.
Nie odpowiadam.
— Czy ty naprawdę straciłeś dla nas zupełnie serce? Cośmy ci złego zrobili? Miałeś wszystko, czegoś chciał. Przecież niczego ci nie brakowało.
Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.