Obóz polaków. Na prawo rzeka. Noc. Księżyc blado świeci. — Zagłoba. Skrzetuski. Wołodyjowski.
Zagłoba: Więc panie Janie, postanowiłeś i nie odstąpisz od zamiaru?
Skrzetuski: Tak panie Onufry, muszę przedrzeć się do króla.
Wołodyjowski: Ach panie Janie, nie chodź pan, bo zginiesz, jak Longin, i znowu nowego towarzysza stracimy.
Skrzetuski: Muszę, bo z głodu pomrzemy; jadła już nie starczy.
Wołodyjowski: A więc idź, ale daj buziaka. Idź, niech cię Bóg prowadzi.
Skrzetuski: Więc idę.
· | · | · | · | · | · | · | · |
Jan Kazimierz. Radziejowski. Lubomirski.
Król (siedzi): Która godzina?
Radz.: Wpół do dwunastej, mości królu.
Dworzanin: Mości królu, jakiś nędzarz domaga się o posłuchanie.
Król: Wpuścić go. (Wchodzi Skrzetuski obdarty, pokrwawiony). Skąd jesteś — umarły czy żywy?