Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/331

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bo ja u żydów nie mamkowałam, to i nie widziałam.
— A co wy się nią tak opiekujecie? Nie wydam jej i tak za waszego chłopaka.
— Ja się tam nie opiekuję, tylko że to grzech.
— Jak grzech, to w brzeg, a pokuta za piec. A jeszcze większy grzech mieć dzieciaka z żonatym.
Długa cisza: piorą.
— Co? może jej źle? Albo jest we szpitalu, albo gdzie na wsi.
— A dobrze, dobrze jej... Może tam gdzie nago chodzi?
— A wyście widzieli kiedy, żeby kto nago chodził?
— Wy tak gadacie, co wam ślina przyniesie.
Cisza.
— Ja to lepiej wiem od was: u nas na wsi była taka jedna; to na nią inaczej nie wołali, tylko szpitalicha.
— Bo to wasza taka dziadowska wieś... A jak nie chciała, to się mogła u mnie nie rodzić... I przestańcie już się mnie czepiać.
Cisza. Piorą.

∗             ∗