Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.



BEZ NADZIEI

Za dawnych czasów ojciec przeklinał marnotrawnego syna, nakazywał hajdukowi wyliczyć mu pięćdziesiąt batów i wyrzucał na cztery wiatry. A dzisiaj, mniej poetycznie, — tylko z nim nie rozmawia, zamyka worek — i na tem koniec.

Bo też i syn marnotrawny nie bywa dziś „skończonym łajdakiem“, tylko „niezdecydowanym błaznem“. To nawet było wcale dowcipnie powiedziane...
Wstałem o godzinie jedenastej. Ojciec na mieście, mała na pensji, mama z Jadzią w magazynie konfekcji (wstrętny wyraz!).
Chodziłem po mieszkaniu.
Ani jednego sprzętu z tradycją, ani jednego przedmiotu ze związanem z nim jasnem wspomnieniem. Takie sobie pyszałkowate mieszkanie kapitalisty, fabrykanta, który powoli się dora-