Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/341

Ta strona została uwierzytelniona.

Niemowlę śpi, — wyczerpane płaczem niespokojnie śpi; ono przeczuwa, rozumie, wie — i drży — i przez sen nawet chce żyć.
Jego drobne wargi coś szepczą, — z kimś się żegnają, czy o litość proszą. — To drobna pierś westchnieniem się podniesie, — to rączka mała poruszy się, jakoby odpychała, to czyni ruch przestrachu, jakgdyby ktoś zagroził maleństwu. — Poruszyło głową, jakby natrętne odgarniając myśli; to dłonią ku czołu zmierza, jakby zetrzeć zeń coś chciało, — to powiekami drgnęło niby groźnie a z lękiem; to oddech wstrzyma, to szybko oddycha, — to skrzywi boleśnie usteczka, jak człowiek, który pragnie a przebaczyć nie może, — to mruknięciem cichem czy się skarży, czy nie zgadza, czy błaga...
Wiedźmia mać krzywe palce w piersi dziecka zatopiła i duszę jego wyjęła. — Wyjęła, — na dłoń oślizgłą kładzie, ostremi pazurami, jako grzebieniem rozczesuje — i grzechy, jak wszy z niej chwyta, — z duszy niemowlęcia. — A każdy grzech porykiem radosnym wita, — wiedźmy wtórują i wicher wtórzy.
Hu — hu — o — są. — Są — wszystkie są.
Rozpusta ojca, — jest, — jest tu u niemowlęcia, — i noce jego niedospane, — pijane noce. — Radujmy się!
Hu — huuuuu...
I rozczesuje duszę krzywemi pazurami i grze-