Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.

gody w dzieciństwie twojem. Miałeś świat swój własny i tajemniczy — ponury świat zaczarowanych królewien, złych czarowników i wiedźm mściwych, o których ci nie ojciec i nie matka opowiadali. Uczyłeś się tabliczki mnożenia, która trudna była, i karano cię, jeśli cacko kosztowne zbiłeś. Starałeś się nie walać czystych ubranek, i hałaśliwe zabawy pod okiem czujnem płatnej wychowawczyni nie twoim były światem.
A czy pamiętasz swe modlitwy dziecięce, naiwne i tęskne?...
Lituję się nad tobą, młodzianie, bo nikt cię nie kocha, i ty nie kochasz nikogo, i nienawidzieć nawet silnie nie potrafisz, i nie znasz walk, jeno z duchem własnym, i sierotą jesteś. Nie wierzysz, a zabobonny jesteś, drwisz z miłości, a kochać pragniesz, nie cenisz życia, a boisz się śmierci, pogardzasz sobą, a czujesz się być wyższym ponad mrowisko ludzkie, śmiejesz się z przesądów i konwenansów, a ulegasz im z pokorą niewolnika; nie cenisz otoczenia, a grasz przed niem wieczną komedję, aby o tobie mówiono; uwodzisz i wołasz o równouprawnienie kobiet; jesteś bystrym obserwatorem, a widzisz w człowieku to tylko, co śmieszne i brudne, nie dostrzegasz tego, co smutne; wśród towarzyszów chwalisz się tem, coś złego uczynił, a kryjesz i wstydzisz, jeśliś pomyślał, jak człowiek. I z życia, i z poezji truciznę ssiesz, jak pszczoła miód z kwiatu. Cierpisz nad cierpieniami świata, a sil-