Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

nad brzegiem zdroju, na słońcu, wśród lilji. I lilja zapłodniła królewnę. I urodziło się dzieciątko, królewna–lilja...
Idzie chłop za pługiem i orze. Kto orał pole? Pradziad, dziad i ojciec. Kto będzie orał pole? Syn, wnuk i prawnuk... A chłop idzie pochylony i krople potu z brunatnego czoła na czarną ziemię padają...! Pole duże, mały chłop. Chłop daje pot, a zbiera ziarno skąpe. Co chłop jadł w poniedziałek? Żur, kartofle na rzadko i na gęsto. Co jadł we wtorek? Żur i kartofle drewnianą łyżką. Co we środę? Żur i kartofle ze wspólnej misy. Żegna się nabożnie i je żur i kartofle siedm „raz“ w tygodniu. Idzie chłop za pługiem — słońce pali. Koń, słońce, chłop, ziemia, śnieg, rosa i pług żelazny razem, pracują na chleb czarny i na rozpustę miast. Ruszczyc jest wielkim malarzem.
„Muzyka“ znów dostał pałkę i ryczy. Ojciec go będzie znów łoił. „Jak nie przestaniesz piszczeć, za drzwi wyrzucę... Won! za drzwi.“ — „Muzyka“ — za drzwi, — cieszy się wstępna klasa, i popychają go. Ostatni uczeń!...
Szelest jedwabiu jest bezmyślny; szelest jedwabiu jest tak bezmyślny, jak kosz kwiatów dla aktorki, jak szyld, gdzie z muszel od ostryg zrobiono napis: „ostrygi“. Ale z dźwięków szelest jedwabnej spódnicy jest najbezmyślniejszy; jest w nim wilgoć, egoizm i chłód!...
Urodziła suka–matka szczenięta pod płotem.