Płyńcie ku mnie, wspomnienia mojej pierwszej miłości — niezabudki — może zapłaczę...
∗ ∗
∗ |
Stryj mój był dozorcą w Dobrzyniu.
Nie ożenił się, opiekował się „całym światem“ i mówił prawdę w oczy.
Latem domek jego przy plancie podobny był do ula.
Kiedy czternastolatkiem spędzałem tam wakacje, — w trzech jego pokojach mieszkała wdowa po dozorcy z dwojgiem dzieci, żona chorego umysłowo telegrafisty z dzieckiem, staruszka — matka maszynisty, chora na oczy — i Anielka. Stryj i ja — zajmowaliśmy komórkę.
Prócz tego, domek stryja był punktem zbornym i miejscem odpoczynku w czasie polowań i letnich wycieczek młodzieży ze stacji.
(Podobno taki był dwór dziadka, dopóki zrujnowany przez „nowinki chłopskie“ i życzliwych sąsiadów, — w łeb sobie nie strzelił. Groźny przykład nie nauczył stryja, jak żyć należy).
U stryja „przewróciło mi się w głowie“, — twierdzili rodzice moi i mieli słuszność: tam nauczyłem się kochać...
Pokochałem Anielkę, stare meble z wytartą ceratą, dobre oczy i długie kosy Anielki, cmentarz wiejski z kaliną i brzozą i mogiłą ojca