dróżnika, i księdza, i tych wszystkich, którzy korzystali z jego gościnności, i podwładnych, i przełożonych. A gdy naczelnik jakiś zażądał trzysturublowej pożyczki, a stryj odmówił — został dozorcą, z większą nawet pensją, ale na Kaukazie.
„Mnie już sześćdziesiąt lat“ — pisał stryj przed rokiem... Anielka wyszła zamąż za weterynarza; a lipa Dobrzyńska smutna...
Wspomnienia odżyły, gdym spotkał Wacka. Wacek miał wówczas poprawkę z geografji, i ja go uczyłem. Śmieszny Wacek, któremu psuto „jeża“ i proponowano obcięcie uszów, żeby ojciec nie miał go za co ciągnąć, i żeby uszów myć nie potrzebował, śmieszny swą dumą uczniaka i syna zagonowego szlachcica, śmieszny Wacek — studentem.
Nie poznałem go; on mnie poznał i wstydliwie mi się przypomniał.
Mieszkam u niego od dwóch dni. Opowiada mi o Dobrzyniu, i tak mi smutno, ale dobrze. Jest taki czysty, młody, świeży — ze swym blond jeżem i niebieskiemi oczami, i mocną ręką, która i pług nieraz, i cep, i kosę trzymała. Mówi mi „pan“, nie chce się nawet zgodzić na: „kolego“.
— Przecież panu wszystko jedno, a mnie tak jest zręczniej, — powiada.
∗ ∗
∗ |